Chwała Pańska - świadectwo
Chwała Pańska
I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. I upadłem na twarz. A chwała Pańska weszła do świątyni przez bramę, która wychodziła na wschód. Wtedy uniósł mnie duch i zaniósł mnie na wewnętrzny dziedziniec. – A oto świątynia pełna była chwały Pańskiej. Synu człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać pośród Izraelitów.
Ez 43, 2 i 4-5 i 7a
Miałam szesnaście lat. Siostra trzynaście. Brat dziewięć. Kiedy zmarła nasza mama po wieloletniej ciężkiej chorobie, nie byliśmy przygotowani. Mój świat zawalił się tak gwałtownie, jakby przyszło trzęsienie ziemi i zmiotło z powierzchni wszystko, co dawało choćby namiastkę bezpieczeństwa. Nagle… zabrakło mamy w kuchni, przy stole. Nikt nie robił obiadu, kolacji. Nikt nie pytał: „Co w szkole?”. Na nikogo nie było się obrazić, pofukać, wyładować swoje humory. Na cmentarzu stał czarny usypany z ziemi grób. Chodziłam tam częściej niż do szkoły. Co przyszło pierwsze? Ogromne osamotnienie. Szok. Zamrożenie. Odizolowanie się w swoim bólu. Nasiliły się objawy depresji. Bezsenność.
W pewną noc siedząc i płacząc, przeczytałam Słowa Ezechiela. Zrozumiałam jedynie, że mama jest szczęśliwa, nie cierpi, że Bóg się nią opiekuje, że przeszła do chwały Pańskiej. Co za ulga w moim sercu i skołowanej głowie. Moja nastoletnia wiara pełna była poczucia winy, zła, potępienia za grzechy młodości. I za sprawą sączącej się depresji. I szoku pourazowego. Ale kto w latach 80-tych uświadamiał o tym nastolatków? To Słowo przylgnęło do mnie jak chusta Weroniki.
Towarzyszy mi przez całe życie – jedna wielka obietnica. Rozwiązując sprawy z przeszłości, ucząc się przebaczenia sobie, mamie i Bogu podczas sakramentów, a nawet na terapii, trzymałam się Go. Mama jest w chwale Pańskiej. Szczęśliwa. Wolna. Kochana.
Kilkanaście dni temu zmarła siostra mamy. Przeżyła ją prawie o czterdzieści lat. Próbowała mi ją zastąpić czasami. Wielki ból, żal, strata. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.” Znam ten wiersz od kilkudziesięciu lat i niby nabyłam już tę mądrość. A jednak znowu mam wrażenie, że się spóźniłam. Ciociu, wierząco – wątpiąca, realistko, gdzie jesteś? To był moment. Usiadłam i wzięłam do ręki Pismo święte. Panie, co z nią….? Otworzyłam Księgę. Przed oczami skaczą litery Ezechiela. To samo Słowo. Ten sam fragment zaznaczony czerwoną kredką i datą śmierci mamy. Tym razem wielka radość, wesele, szczęście. Po tylu latach siostry spotkały się! Są u Pana! W niebie. W Jego Królestwie. Ich życie naznaczone trudem i cierpieniem teraz skończyło się. Chwała Pana je zakryła.
Czuję wewnętrzny spokój, ulgę, radość. Wdzięczność. Pan jest jak powiew łagodnego wiatru, delikatny i subtelny. Zna wszystkie tajniki mojego serca. Każdy odruch lęku, niepokoju, zmartwienia. Teraz wiem, że jest blisko. Jak zawsze!
E. Ciesielska, Nie umrę, Chwała Pańska [W:] „Spotkałyśmy Pana. Jego Słowo w nas żyje”, pod red. Adeli Lemańskiej, Poznań 2022, Wydawnictwo Święty Wojciech., s. 96-97 i 100-101.