Eucharystyczna codzienność
Eucharystyczna codzienność
Encyklika Ecclesia de Eucharistia Ojca świętego Jana Pawła II wyraża moje doświadczenie wiary, osobiste refleksje i odczucia duchowe, werbalizuje przeżycia religijne skupione wokół Eucharystii. Jestem głęboko wdzięczna papieżowi za tę Encyklikę, do której mogę odnieść swoje życie wewnętrzne i która jest cenną inspiracją pogłębiającą mój rozwój w wierze.
Kościół żyje dzięki Eucharystii1. Tak niewiele słów zawiera całą tajemnicę trwania Kościoła przez wieki. Tajemnicę, bo jak wyjaśnić niezmienność i trwałość Kościoła wobec zmieniających się systemów, układów geopolitycznych, społecznych; wobec następstwa pokoleń, rozwoju cywilizacyjnego wypierającego wciąż stare i wprowadzającego nowe. Miejscem – odpowiedzią jest Eucharystia.
1 Tekst kursywą to cytaty z Encykliki Ecclesia de Eucharystia. Tekst encykliki zaczerpnęłam z Internetu.
Jest ofiarą, która trwa przez wieki.
Ofiarą, darem wyrzeczenia się przez Jezusa przywilejów Boskich – „On to istniejąc w postaci Boskiej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem.” Słowa te nieustannie porażają mnie swoją prawdą i sprawiają, że w chwilach trudnych i ciężkich, kiedy chciałoby się uciec jak najdalej od siebie, nie mogę się czuć zapomniana i opuszczona przez Boga. On złożył Ofiarę. I składa ją nieustannie za każdym razem, kiedy sprawowana jest Eucharystia. Setki, tysiące razy dziennie Ofiara ta staje się uaktualniana, odnawiana i rzeczywiście składana. I zawsze, każdego dnia, o każdej godzinie jest ona dobrowolną Ofiarą Jezusa, wyrazem Jego miłości do mnie, Jego nieustającej obecności przy mnie. W rzeczywistości: <<Ofiara Chrystusa i ofiara eucharystyczna są jedną ofiarą>>. Uczestnicząc we mszy świętej, często uzmysławiam sobie niezmienność, stałość faktu – wyboru Jezusa. Jest to wybór Jego wolnej woli i z miłości do mnie. Ile razy zdarza się, że moja obecność na mszy świętej nie jest wolna od roztargnienia, zamyślenia nad codziennością oderwaną od ołtarza, a nawet od pewnej bezmyślności, ale Jego obecność jest zawsze taka sama jakościowo.
(…) jest przede wszystkim darem dla Jego Ojca. W Litanii do Serca Pana Jezusa modlę się wezwaniem: Serce Jezusa, w którym sobie Ojciec bardzo upodobał. Jezus ofiarując się dla mnie na eucharystycznym ołtarzu pełni wolę Ojca, czyli daje wyraz swojej miłości do Niego. Przychodząc do mnie w Komunii świętej czyni moje serce podobne Swemu. Nie wiem, jak to się dzieje, ale dzięki przyjmowaniu Eucharystii, staję się Jego, a przez to i Ojca.
Już nie jestem bezpańska i niczyja. Nie muszę szukać schronienia, uciekać przed grozą świata. Jestem u Ojca. Dzięki Jezusowi.
Ofiara eucharystyczna (…) jest skierowana ku wewnętrznemu zjednoczeniu nas, wierzących, z Chrystusem przez Komunię: otrzymujemy Tego, który ofiarował się za nas, otrzymujemy Jego Ciało, które złożył za nas na Krzyżu, oraz Jego Krew, którą przelał <<za wielu (…) na odpuszczenie grzechów>>.
Spożywam ten sam Chleb i piję to same Wino, które dawał Jezus swoim uczniom podczas Wielkoczwartkowej Paschy. Dzieje się to podczas Eucharystii. On chce nie tylko ten jeden raz, ale zawsze, ciągle, każdego dnia, każdej chwili przychodzić do mnie, jednoczyć mnie ze Sobą. Ja też mam wybór. Spocząć na Jego piersi jak umiłowany uczeń, słuchać z niepokojem jak Piotr o nadchodzącej chwili słabości i zaklinać się na wszystko, że nie zdradzę lub … odejść jak Judasz do swoich spraw. A ileż razy żadna z tych świętości nie przekroczyła progu mego serca podczas Eucharystii. Bo zmęczenie, ból głowy, denerwujący bliźni, agresywne scenariusze życia itd. On mimo wszystko – przychodzi, ten sam, aby zjednać mnie Sobie. Przerasta mnie świadomość Jego czynu.
W Mszale Rzymskim celebrans modli się <<Spraw, abyśmy posileni Ciałem i Krwią Twojego Syna i napełnieni Duchem Świętym, stali się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie.>> W ten sposób, przez dar swojego Ciała i swojej Krwi, Chrystus pomnaża w nas dar swojego Ducha (…).
Eucharystyczna wspólnota ludzi modlących się. Kiedy przeżywałam swój kryzys wiary, chodziłam do kościoła w milczeniu, nie mogłam za nic zdobyć się na otwarcie ust. Słuchałam ludzi stojących obok, modlących się głośno, biorących udział we mszy świętej. Moja fizyczna obecność wystarczała, by moi bliźni włączali mnie we wspólnotę, czynili mnie jedną z nich. Odczucie i doświadczenie bycia we wspólnocie podczas Eucharystii, bycia z ludźmi razem, solidarnie jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie – dzięki Duchowi Świętemu – niesamowity to dar i zdolność przygarnięcia szukających, błądzących, grzesznych, dalekich.
Wspólnota poszerza się o zastępy świętych: gdy sprawujemy ofiarę Baranka, uczestniczymy w liturgii niebiańskiej i jednoczymy się z niezliczonym tłumem w niebie. Przepada gdzieś bariera czasu, historii i materii. Niebo zstępuje na ołtarz, chóry aniołów i święci wypełniają kościół. Mam zaszczyt? Nie, bo tworzymy wspólnotę, jedno. Tak, bo jestem marną duszą wobec Jego dworu.
Znaczącą konsekwencją (…) wpisanego w Eucharystię ukierunkowania ku eschatologii jest również fakt, iż w naszej dziejowej wędrówce daje ona impuls i zasiewa żywe ziarno nadziei w nasze codzienne zadania i obowiązki.
Na wyjście kapłan mówi często: „Na nadchodzący tydzień przyjmijcie błogosławieństwo Boże”. A potem dodaje: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. I wychodzę na zewnątrz, w świat. W moją codzienność pełną utrapień. I myślę intensywnie, jakby na zapas, że w niewiadomej tygodniowej przyszłości Jezus będzie ze mną jako mój pokarm i siła. I pragnę tę chwilę zatrzymać w stop klatce i przyłożyć jak pieczęć na każdym planowanym zadaniu, umówionym spotkaniu, nieznanej sprawie. Później w wieczornej modlitwie wołam, by przyszedł jako pokój i błogosławieństwo. Na kolejny dzień.
Kościół czerpie duchową moc dla wypełniania swojej misji z nieustannego uobecniania w Eucharystii ofiary Krzyża i z komunii z Ciałem i Krwią Chrystusa. Tak więc Eucharystia jawi się jako źródło i szczyt całej ewangelizacji, ponieważ jej celem jest zjednoczenie ludzi z Chrystusem, a w Nim z Ojcem i z Duchem Świętym.
Należę do Kościoła. Tworzę Go. Dzięki spożywaniu Jego Ciała i Krwi. Stąd moja godność i siła trwania. Częsta Eucharystia i przyjmowanie komunii świętej, codzienna modlitwa od kilku lat to jedyne czynności, które wykonuję wiernie, systematycznie, cierpliwie. Bez których nie mogę się obejść, bo ginę. I wiem, że nie czynię ich dzięki sobie samej z samej siebie. O ułomności wolności mojej wolnej woli przekonałam się nieraz płacząc i jęcząc nad swoimi chęciami, postanowieniami, charakterem. To sam Jezus przychodząc do mnie w Eucharystii, sprawia, że pragnę i pożądam Go wciąż i na nowo; że dzień zaczynam i kończę myślą o Nim; że wobec tak wielkiej niewytrwałości mej woli i ducha On zapewnia mi trwanie przy Nim samym. On sam. Tak rzadko Mu za to dziękuję. Dlaczego? Bo przywłaszczam sobie ten dar i czynię go sobie należnym. Żyję w marazmie pychy i nieświadomości. Cała ja na co dzień.
Obecność Chrystusa pod świętymi postaciami (…) wywodzi się ze sprawowania Ofiary i służy Komunii sakramentalnej i duchowej. Jest więc zadaniem pasterzy Kościoła, aby również poprzez własne świadectwo zachęcali do kultu eucharystycznego (…).
Innym objawem trwającego kryzysu wiary był u mnie bardzo długi okres chodzenia do kościoła na msze święte i nieprzystępowania do komunii. Nie było we mnie ani odrobiny pragnienia. Zupełna niewyobrażalna obojętność. Obserwowałam z zazdrością ludzi idących w procesji do komunii. We mnie żaden poryw serca, żadne natchnienie, żadna tęsknota. Tylko rozum głupiał. Jak to możliwe nie chcieć przystępować do komunii? Dlaczego? Pewnego razu trafiłam na mszę prymicyjną. Wychodząc z kościoła młody człowiek w sutannie podarował mi swój prymicyjny obrazek: Jezusa trzymającego w ręku hostię. To był ten jeden gest i jedno spojrzenie na wizerunek Jezusa. Tak się zaczął mój powrót. Chciałoby się prosić kapłanów – dawajcie świadectwo swojej miłości ku Chrystusowi w Eucharystii. Ono może ocalić i zwrócić Jezusowi, to co zginęło.
Eucharystia jest nieocenionym skarbem: nie tylko jej sprawowanie, lecz także adoracja poza Mszą św. pozwala zaczerpnąć z samego źródła łaski.
W moim mieście w centrum, przy rynku stoi kościół. Codziennie od świtu do wieczora jest otwarty. W każdej chwili można wejść na przysłowiowe pięć minut. Czasami, bywa, że zamiast na modlitwę, obładowana zakupami, książkami, zmęczona wchodzę, by odpocząć. Miejsce schronienia ciała. I duszy. Tak, On tu jest. Cały czas. Nigdzie nie odchodzi. Czeka. Ten sam, co na niedzielnej Eucharystii; ten sam, z którym rozmawiałam podczas modlitwy; ten sam, który skupia moje myśli, motywacje, pragnienia. Ileż to razy zachodziłam prawie z niechęcią, bo pośpiech, zmęczenie, jakieś obowiązki. I nagle w jednej chwili stawało się coś, Jego dotknięcie, łaska, i to co mnie szarpało, zalegało zepchnięte w niebyt, dręczące układało się, rozwiązywało, przychodził pokój. Nieoczekiwanie i niezasłużenie. Jak to dobrze, jaki to dar, że ten kościół jest otwarty.
Zgromadzenie wiernych, które zbiera się w celu sprawowania Eucharystii, absolutnie potrzebuje kapłana z mocą święceń, który będzie jej przewodniczył, ażeby była prawdziwie wspólnotą eucharystyczną.
Nie myślę tu o fakcie oczywistym, iż obojętnie, który kapłan i w jaki sposób sprawuje Eucharystię, jest ona ważną i tak samo godną i świętą. Dzięki Chrystusowi i Jego Ofierze. Nie myślę tu o mszach odprawianych w pośpiechu, niedbale. To boli. Myślę o mszach, podczas których kapłan pobożnie odprawia i celebruje. O mszach, podczas których kapłan modli się i ja wiem, czuję, odczuwam, doświadczam tej modlitwy jako czegoś żywego, prawdziwego, autentycznego, otwierającego mnie samą na współuczestnictwo. Chyba nie do końca mam świadomość, ile dobra się dokonuje, ile łask na takiej Eucharystii. I wyrzut sumienia, że mało dziękuję za dar tych Eucharystii, tego budowania mojej wiary i więzi z Jezusem.
Sprawowanie Eucharystii nie może być jednak punktem wyjścia komunii, którą zakłada jako już istniejącą, aby ją umacniać i prowadzić ku doskonałości. Sakrament wyraża też więź komunii zarówno w wymiarze niewidzialnym, (…) jak też w wymiarze widzialnym (…) Komunia niewidzialna, która ze swej natury ciągle wzrasta, zakłada życie w łasce, dzięki czemu stajemy się <<uczestnikami Boskiej Natury>>, oraz praktykowanie cnót wiary, nadziei i miłości.
Ile razy przychodzę na mszę świętą, tylekroć staram się przystępować do komunii świętej. Trudno mi dziś sobie wyobrazić więź z Chrystusem podczas modlitw eucharystycznych, liturgii przy równoczesnej odmowie przyjęcia Jego Ciała i Krwi. Ten nawyk łączenia w jedno udziału we mszy świętej i przystępowania do komunii wyniosłam z lat młodzieńczych, z pobytu w oazie. Oaza i studia teologiczne pogłębiły też moje rozumienie Eucharystii i jedności liturgii i komunii. Komunia nie jest to tylko gest jednej chwili, przemijający w swych skutkach po wyjściu z kościoła. Jak czytamy w encyklice, Eucharystia umacnia komunię, która w nas, we mnie nieustannie wzrasta. Sprawia, iż na co dzień żyję w łasce oraz usposabia mnie do praktykowania cnót wiary, nadziei i miłości. Dzięki komunii świętej, tej niedzielnej czy często jeszcze w tygodniu, każdego dnia trwam w Jego łasce, jednoczę się z Jezusem, wzrastam. Sakramentalna komunia, ten widzialny akt staje się punktem wyjścia, początkiem. Codzienność, zwyczajność kontynuuje tę komunię, wchłania ją. Dzięki niej moja powszedniość żyje, rozwija się, pomnaża w dobru.
(…) staje się zrozumiałe (…) że wiara Kościoła w tajemnicę eucharystyczną wyraziła się w dziejach nie tylko poprzez potrzebę wewnętrznej postawy pobożności, lecz także przez szereg zewnętrznych wyrazów, mających na celu przywołanie doniosłości sprawowanego wydarzenia.
Ojciec święty wymienia w tym kontekście architekturę, muzykę kościelną, wyroby rzemiosła i dzieła sztuki. Pisze: Można zatem powiedzieć, że Eucharystia kształtowała Kościół i duchowość, i wywarła mocny wpływ na <<kulturę>>, szczególnie w sferze estetyki.
Zewnętrzny wyraz, oprawa – liturgia, ołtarz, ławki w kościele, organy, śpiew, światło, wystrój, nagłośnienie. Każdemu zdarzyło się zapewne uczestniczyć we mszy świętej podczas urlopu, wakacji, wyjazdu w innym – niż swój lokalny – kościele. Jakże wówczas dociera do świadomości odmienność owej oprawy. Jak czasami odkrywcze bywają takie obce liturgie. Jak wzbogacają doświadczenie wiary. Eucharystie w Zakopanem – pełen żywotności i prostoty udział wierzących. Eucharystie w kościele parafialnym. Parafia liczy kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Msza za mszą, na czas, by zdążyć. Jak w biegu. I wreszcie msza u jezuitów. Zatrzymany czas, namysł, refleksja, czasami surowość, a czasami chciałoby się rzec empatia poprzez liturgię. Tam każde słowo ma swoje miejsce. Żadne nie upada na bruk.
Eucharystia zapewnia pokarm nie tylko pojedynczym osobom, lecz całym ludom, i kształtuje kultury inspirujące się chrześcijaństwem.
Eucharystia jest pokarmem ludzkości, na każdym kontynencie, w dziesiątkach krajów. Czytamy, oglądamy, słyszymy o misjach i misjonarzach. Jak inne, dziwne, odmienne bywają obrzędy liturgii na dalekich lądach. Ileż ludowej inspiracji, ożywczego ducha i czci, oddawanej Panu, a przy tym wszystkim – jesteśmy jedno. Odwiedzając kuzynkę w Kolonii, idę na mszę świętą do kościoła św. Kuniberta. Nie znam nikogo. Wokoło obcy język, nieco inna liturgia, obyczaje, kultura i estetyka. A mimo to – jestem wśród mi bliskich – przyjmujących Jezusa w komunii.
Jeśli Eucharystia jest tajemnicą wiary, która przewyższa nasz intelekt, a przez to zmusza nas do jak najpełniejszej uległości Słowu Bożemu, nikt tak jak Maryja nie może być wsparciem i przewodnikiem w takiej postawie.
Ona uczy mówić „tak” wobec tajemnicy. Nie tylko tej własnej, osobistej, ale wobec tej największej – Eucharystii. W momentach, gdy rozum, umysł walczy o prawo, by wiedzieć i żąda dowodów. W chwilach, gdy niewzruszona tajemnica Słów liturgii każe wierzyć w niemożliwe, w odpuszczenie win, pojednanie, komunię. Maryja wciąż powtarza swoje: <<Uczyńcie wszystko, co wam powie>>. Wspomaga moją wiarę i przywodzi mnie do posłuszeństwa, którego konsekwencje muszę ponieść w codzienności. Tam też Ją znajduję. Tam też jest ze mną.
W ciągłości z wiarą Dziewicy, tajemnica eucharystyczna wymaga od nas na wzór wiary Dziewicy, że ten sam Jezus, Syn Boży i Syn Maryi, uobecnia się w całym swoim Boskoludzkim jestestwie pod postaciami chleba i wina.
Trudno mi zrozumieć tajemnicę wiary. A przecież tyle mi już dano, tyle mam swoich mądrości. Maryja stała nie z boku wydarzeń, ale w ich centrum. Nie tylko musiała wierzyć w Tajemnicę, ale sama Ją współtworzyła. Kiedy ja sama wikłam się w swoich doświadczeniach wiary, bo dotykają mnie, mojego wnętrza, jakże wówczas łatwo i szybko zniechęcam się przed nieznanym, niewiadomym. I jakże ślepa jestem na działanie łaski. Pozostaje prosić Ją, mistrzynię zaufania niemożliwemu, o opiekę i pomoc. O przewodnictwo.
<<Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim>> (…) Wielbi Ojca <<przez>> Jezusa, lecz wielbi Go także <<w>> Jezusie i <<z>> Jezusem. To jest właśnie prawdziwa <<postawa eucharystyczna>>.
Eucharystia jako uwielbienie i dziękczynienie składne przez Jezusa w Duchu Świętym Ojcu. I ja włączam się poprzez Jego łaskę w ten dziękczynny śpiew. I moja dusza wielbi Pana, i mój duch raduje się w Nim. Włączam swoje modlitwy i uniesienia w rytm Jej słów. Ona wypowiedziała to, czego często moja dusza nie umie, nie potrafi wyrzec w swej pełni.
Tajemnica eucharystyczna – ofiara, obecność, uczta (…), lud, świątynia i rodzina Boża (…).
Ja ofiaruję niewiele, odrobinę czasu, zmęczenia, własnego doświadczania świata. Obecność wśród innych, moich bliźnich, przed Jego milczącym obliczem. Przychodzę na ucztę i posilam się. Może zbyt powszednio i z przyzwyczajeniem. A tak rzadko modlę się o godne przyjęcie Jego Ciała. Tak, ten Chleb jest powszedni. Lud – otaczający mnie różni ludzie, którym zawdzięczam swoją drogę powrotu, swoje wytrwanie i bycie w Kościele. Rodzina Boża – poczucie dziecięctwa i solidarności w moim losie. Świątynia otwarta na co dzień jak dom.
Dzięki Encyklice o Eucharystii tak wiele dowiedziałam się o sobie.
1. Więź 2003/6